Niesamowitym plusem Home Assistant jest fantastyczna i bardzo aktywna grupa użytkowników. Domoticz oczywiście też ją posiada, ale w HA wszystko jest poukładane, udokumentowane, świetnie zorganizowane.
Wiele z dodatków można pobrać z tak zwanego Community Store, gdzie to ludzie wrzucają sprawdzone dodatki.
Instalacja jest dość prosta, jak to podaje oficjalna instrukcja:
1. Otwieramy przeglądarkę 2. Przechodzimy na stronę: https://github.com/custom-components/hacs/releases/latest 3. Pobieramy Source code.zip 4. Tworzymy folder, wypakowujemy zawartość 5. W tym folderze jest custom_components, w nim folder hacs, który musimy skopiować do naszej instalacji Home Assistant 6. Ja używam Hass.io, także muszę wgrać zawartość hacs do /config/custom_components/hacs
7. Nie ma folderu, więc zakładam/wgrywam cały folder /custom_components/hacs 8. Restart Home Assistant 9. Na stronie GitHub konieczne jest utworzenie swojego tokena dostępowego: https://github.com/settings/tokens
10. W configuration.yaml dodajemy hacs: token: !secret github
11. Sprawdzenie konfiguracji, restart
W wyszukiwarce dodałem sobie Airly. Tak, wiem, jest teraz w oficjalnych dodatkach do Hass.io, ale ja dodawałem wcześniej.
W configuration.yaml możemy dodać wpis jak poniżej. Tak zrobiłem na początku, później przeniosłem do sensors.yaml. Co ważne – opcje konfiguracyjne, parametry, instrukcje, obligatoryjne pola są dostępne do każdego dodatku – wystarczy przeczytać.
Dzisiaj przybliżę podstawową konfigurację komponentów w Hass.io.
Przy okazji zaznajomimy się z funkcjonalnością pliku secrets.yaml, który to umożliwia na przykład dzielenie się konfiguracją z innymi użytkownikami bez konieczności ciągłego zastępowania swoich haseł innymi tekstami.
Zawartość tego pliku (configuration.yaml) u mnie aktualnie wygląda tak jak poniżej, coraz więcej ciekawych rzeczy się pojawia.
Pozwolę sobie opisać kolejne sekcje. Nie jest to zbyt czytelne na początek, ale konieczne aby zrozumieć zasadę działania Home Assistant. Przesiadając się z Domoticz trzeba zmienić podejście, dość radykalnie. Domoticz ma 'niższy próg wejścia’, bez dwóch zdań, ale gdy już 'zaskoczyłem’ jak i co zrobić w Home Assistant – jestem pewien, że nie wrócę i powoli przepisuję wszystkie elementy i umieszczam je w HA. Niewiele już zostało.
W niedalekiej przyszłości moja konfiguracja znajdzie się na github, skąd będziecie mogli ją pobrać, sprawdzać, edytować i dostosować do swoich potrzeb.
Każda deklaracja 'elementu’ HA, encji, integracji, itp. musi kończyć się znakiem ’:’. Uważajcie na wcięcia i przed każdym restartem serwera sprawdzajcie poprawność pliku konfiguracyjnego!
homeassistant: # Nazwa naszej lokalizacji name: Dom # Poniżej koordynaty naszego domu, aby poprawnie odczytywać wschód/zachód słońca latitude: !secret home_lat longitude: !secret home_long # Poniższe mam również wpływ na zachody słońca – położenie nad poziomem morza elevation: 466 # System metryczny? unit_system: metric # Strefa czasowa: http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_tz_database_time_zones time_zone: Europe/Warsaw # Plik mogący zawierać dane dotyczące wyglądu ikon, polskich nazw elementów, etc. customize: !include customize.yaml # Włączamy możliwość konfiguracji i wykrywania użytkowników systemu person: # Configure a default setup of Home Assistant (frontend, api, etc) #default_config: config: # Czy włączyć automatyczne wykrywanie urządzeń? Jakie ignorować? discovery: ignore: – philips_hue # Deklaracja dotycząca komponentu dającego informacje o systemie na którym działa HA # https://www.home-assistant.io/integrations/system_health/ system_health: # Jeżeli chcecie używać aplikacji mobilnej: # https://www.home-assistant.io/integrations/mobile_app/ mobile_app: # Aby plik był bardziej estetyczny i czytelny dobrze jest podzielić integracje na grupy. # Do każdego z plików można dodać elementy, który mogłyby się znaleźć w głównej konfiguracji, # na dłuższą metę jednak będzie to 'nie do ogarnięcia’ history: !include history.yaml logger: !include logger.yaml sensor: !include sensors.yaml binary_sensor: !include binary_sensors.yaml device_tracker: !include device_tracker.yaml media_player: !include media_player.yaml group: !include groups.yaml automation: !include automations.yaml script: !include scripts.yaml switch: !include switches.yaml # System notyfikacji. Ja postawiłem na e-maile notify: – name: Cezar platform: smtp server: !secret email_server port: 587 timeout: 15 sender: !secret email_sender encryption: starttls username: !secret email_username password: !secret email_password recipient: – !secret email_cezar sender_name: My Home Assistant # Tutaj konfiguracja kamer i podobnych elementów – na przykład wykresów pogody camera: – platform: generic name: Weather still_image_url: https://www.yr.no/place/Poland/Lesser_Poland/Klucze/meteogram.svg content_type: 'image/svg+xml’ – platform: mjpeg name: Salon still_image_url: http://192.168.1.155/cgi/jpg/image.cgi mjpeg_url: http://192.168.1.155/cgi/jpg/image.cgi username: admin password: !secret my_password – platform: mjpeg name: PrzedDomem still_image_url: http://192.168.1.156/image/jpeg.cgi mjpeg_url: http://192.168.1.156/image/jpeg.cgi username: admin password: !secret my_password # Tu sobie zostawiłem konfigurację Xiaomi Air Purifier fan: – platform: xiaomi_miio host: 192.168.1.115 token: !secret airpurifier model: zhimi.airpurifier.v2 # Konfiguracja związana z iPhone ios: # Klient Transmission, które mam na swoim NAS postawionym na OMV transmission: host: 192.168.1.124 username: admin password: !secret my_password # System Xiaomi – dane to centralki xiaomi_aqara: discovery_retry: 5 gateways: – key: !secret xiaomi_gw_key # Informacja o połączeniu internetowym speedtestdotnet: manual: false monitored_conditions: – download – upload – ping # Pogoda weather: – platform: darksky api_key: !secret dark_sky_api # Token github to Home Assistant Community Store hacs: token: !secret github
Zawsze lubiłem grać. Wydaje mi się, że pierwszy raz zagrałem na komputerze jakieś 35 lat temu. Czyli kawał czasu! I jakoś tak zawsze komputery mi towarzyszyły. Wiele lat później 'przestawiło mi się’ na konsole. Ale gry to gry, nieważne w sumie na czym gramy.
A dzisiaj była wycieczka przez wiele epok… Ostatnio wciągnęło mnie Wii. Tak, to stare Wii. Nie Switch, nie PS4 a Wii od Nintendo. Gry z Mario w roli głównej mają jakieś niesamowite pokłady radości, nie są tak poważne jak te wszystkie gry na PS4. Kolory, odgłosy, zabawa – to jest to!
Później przyszła pora na Playstation 1 i słynna płyta Demo 1 z kroczącym dinozaurem, który musiał w czasach premiery wywoływać silny 'szczękoopad’.
Później uruchomiłem Sega Mega Drive. Na razie mam jedną grę, do tego jest to bilard, co nie jest może synonimem platformy arcade, ale było miło poczuć ten dreszczyk przy 'odpalaniu’ czegoś nowego.
A skończyłem na rodzimej grze L.K. Avalon na Atari 65 XE – Fred.
Będzie tego więcej. Dużo więcej! Obok Home Assistant to główny temat przewodni moich wolnych godzin, które ostatnio tak ciężko 'wyrwać’.
Jeszcze na gorąco, z muzyką brzmiącą w uszach… Warto udać się w tak mistyczne podróże. Nie każdy ceni Mortiis, bo wymyka się prostym klasyfikacjom przez lata – początkowo dark ambient, później electropop (chociaż tu się z tą klasyfikacją nie zgadzam), ostatnio ostrzej, bardziej rockowo-industrialnie.
Ja osobiście go uwielbiam, szczególnie dzięki płycie The Smell of Rain, wydanej w 2001 roku, którą w pewnym okresie słuchałem kilka razy dziennie przez bity kwartał. Ma coś magicznego w sobie, co mnie do niej przyciąga. Do tej pory, niezmiennie.
Dzisiejszy koncert akurat nie był związany z tą płytą, a z początkami jego kariery z czasów Era I – albumów Anden som Gjorde Oppror, Crypt of the wizard oraz The Stargate.
Muzyka magiczna – przesiąknięta starymi legendami, trollami, walkami rycerzy i mrocznymi, deszczowymi lasami północy. Ciekawe jest to, że te płyty zostały wydane 25 lat temu, a ich klimat w ogóle się nie zestarzał i tak jak przyjemnie mi się ich wtedy słuchało, tak teraz na koncercie byłem zauroczony. Zamknięte oczy i chłonięcie dokonań artysty. Czyż to nie piękne?
Pozostawił po sobie wielki niedosyt – to było zaledwie 60 minut, z wielką chęcią spędziłbym w tym klimacie nawet całą noc, obcując z czymś, moim zdaniem, jak początkowo stwierdziłem – mistycznym.
Supportem był industrialny Dead Factory – całkiem ciekawy polski zespół. Nie dorosłem jeszcze do słuchania industrial, więc nie będę się tu zbytnio wypowiadał – podobało mi się jednak.
Pozostaje włączyć ponownie płyty Mortiis w domu i dopisać kilka urządzeń w Home Assistant 😉
Dobranoc. Pozdrawiając z norweskich lasów…
Your absence makes me way too wicked… You presence makes me you way too wicked…
Kilka tygodni temu oczekując na Raspberry Pi 4, a mając w zanadrzu wolne Raspberry Pi 1 postanowiłem, tak bardziej dla sprawdzenia i testów, uruchomić Volumio. Przedstawiają się jako Audiophile Music Player, co czytając opinie ludzi zgadza się z prawdą. Mnie dane było wyłącznie przetestować sam wygląd i działanie programu, ponieważ żadnego DAC’a (Digital to Analog Converter) nie mam w domu, a bez niego wykorzystanie wbudowanej w Raspberry Pi karty dźwiękowej jest trochę kpiną. Ale taki był mój zamysł – sprawdzić 'z czym się to je’, głównym sprzętem grającym pozostaje wzmacniacz Denon.
Volumio reklamuje się odtwarzaniem plików w formatach mp3, FLAC, WAV, AAC, ALAC, DSD, do tego DLNA, Airplay, Spotify i radia internetowe. Na bogato. Do tego interfejs webowy jest dopasowany do tabletów, telefonów komórkowych i oczywiście komputerów.
Proces instalacji i uruchomienia jest w sumie standardowy jak w przypadku wielu programów/systemów na Raspberry Pi – wchodzimy na stronę https://volumio.org/get-started/, pobieramy obraz (u mnie na Raspberry Pi), później pobieramy i instalujemy Etcher, wskazujemy pobrany plik obrazu w ZIP, zapisujemy obraz na kartę pamięci, wkładamy kartę do Raspberry Pi i uruchamiamy z wpiętym kablem sieciowym. Później Advanced IP Scanner i wyszukanie adresu naszego Raspberry Pi.
Widok dostępnych pod IP folderów i zamapowanych folderów/udziałów przedstawia się jak poniżej:
Po wejściu na adres IP w przeglądarce uruchomi się kreator konfiguracji Volumio, który poprowadzi nas przez proces instalacji.
Jeżeli nie posiadamy DAC możemy wybrać po prostu wyjście audio Jack. Dźwięk będzie, jednak jakość pozostawia wiele do życzenia.
Kreator Volumio daje możliwość wyboru instalacji prostej jak i bardziej zaawansowanej. Gdybym konfigurował odtwarzacz – wystarczy wybrać pierwszą opcję, ale chciałem sprawdzić jak wyglądają możliwości systemu.
Po wybraniu sieci bezprzewodowej możemy po skończeniu konfiguracji odpiąć kabel i pobierać dane z sieci WiFi.
System od razu umożliwia dodanie zasobów naszej sieci bogatych w mp3/flac zgrane z oryginalnych płyt Audio.
Jak widać poniżej – sam wykrywa dostępne sprzęty w naszej sieci domowej.
Muszę przyznać, że główny wygląd aplikacji przedstawia się nad wyraz dobrze i schludnie. Do tego jest bardzo intuicyjny.
Po lewej ulubione, na środku aktualnie odtwarzany kawałek, po prawej sterowanie głośnością. Po rozwinięciu paska z boku mamy możliwość konfigurowania dostępu do kolekcji, wyglądu, wtyczek i innych elementów systemu.
Bardzo szybko można dodać swoje foldery do biblioteki, system przeskanuje je i zapisze w swoim archiwum.
Volumio pozwala instalować również wtyczki (plugins) które rozszerzają jego możliwości. Jest ich mnóstwo , między innymi:
– korektory dźwięku
– Kodi
– miniDLNA
– Play on connect – odtwórz utwory kiedy adres IP został wykryty w sieci
– obsługa ekranów dotykowych
– LastFM
– Logitech Media Server
– Pandora
– Podcasty
– Spotify
– youtube
– obsługa kontroli IR
Na razie traktuję go jako ciekawostkę, ale warto będzie w przyszłości dokładniej go sprawdzić.
Ehhhh… Zrealizowane marzenie w dzieciństwie. Pamiętam, że jechałem po niego specjalnie na giełdę DZZ na ulicy Lompy w Katowicach. Grać się na nim za bardzo nie dało, ale jakiż prestiż na osiedlu!
Przeleżał u mnie długo, trzeba było się za niego zabrać.
Na szczęście wymagał wyłącznie czyszczenia i wymiany baterii.
Aloha! Z pewnymi tematami schodzi mi dłużej. Coś, co powinno zająć godzinę jakoś magicznie rozkłada się na kwartał. Może nie aż tyle zajęło zrobienie i uruchomienie SDrive-MAX, jednak zdecydowanie zbyt długo. Cóż, życie 😀
Czym jest SDrive-MAX? Emulatorem stacji dysków i magnetofonu podłączanym bezpośrednio do Atari opartym na Arduino UNO. Z wyświetlaczem dotykowym! I na kartę SD! Bajer.
Tak, wiem, że jest SIO2SD, ale jak na moje potrzeby (uruchomienie Atari raz na kwartał) jest zbyt drogie. SDrive-MAX kosztował mnie 35 PLN. Częściowo dzięki pomocy fanów Atari (pozdrawiam serdecznie użytkownika falcon030 z AtariOnline.pl, który przesłał mi wydrukowaną wtyczkę SIO) a częściowo przez moją pomyłkę – zamówiłem ekran 2.4 cala zamiast 2.8. Wtedy koszt wzrósłby jednak tylko o 15 PLN, także również tragedii nie ma 🙂
Zaczynamy od Arduino UNO i wyświetlacza LCD z czytnikiem kart SD. Oprogramowanie obsługuje kilka różnych typów wyświetlaczy, najpopularniejszym i polecanym jest ILI9341.
Aby zadziałały musicie oczywiście zidentyfikować na jakim porcie COM pojawiło się Arduino (możecie to zrobić w Menadżerze urządzeń Windows) i uruchomić je z poziomu folderu z Waszym kodem do LCD. Przy drugim podejściu użyłem wymienionego XLoader i poszło jeszcze łatwiej, bo sam wykrył port COM.
W tym folderze znajduje się również sdrive.atr, który MUSICIE wgrać do folderu głównego karty SD. Co do samej karty – 8GB w zupełności wystarczy, aby pomieścić CAŁE oprogramowanie kiedykolwiek wydane na Atari, takie czasy… Karta musi być sformatowana na FAT32.
Po uruchomieniu Arduino z podłączonym wyświetlaczem mamy możliwość kalibracji LCD.
A tutaj efekt już wgranego kodu. Działa!
Jak widać poniżej na samym dole: zapomniałem wgrać sdrive.atr.
Tu już poprawnie:
Ja robiłem wersję 'minimum’ (jednocześnie magnetofonu używał i tak nie będę, stacji dysków nie mam). Połączenie jest opisane na wymienionej stronie https://atari8bit.net/everything-sdrive-max/#making, pozwolę sobie załączyć pięknie rozrysowany sposób połączenia.
Połączona wtyczka wraz z kabelkami wygląda jak poniżej:
Pierwsze uruchomienie było jak zwykle stresujące, ale udało się! WAŻNE, aby w momencie startu przytrzymać klawisz Option w Atari, wtedy zabootuje sdrive. atr.
Co do użytkowania, na stronie Everything SDrive-MAX jest wszystko niesamowicie dokładnie podane, ale pozwolę sobie przytoczyć kilka skrótów klawiszowych, które mogą się Wam przydać na samym Atari:
– strzałki dół/góra – przewijanie listy programów
– +/* – początek/koniec listy na ekranie
– </> – początek/koniec folderu
– Esc – folder nadrzędny
– / – folder główny
– CONTROL + F – wyszukiwanie plików po nazwie
– F – następne wyszukanie według schematu
– 1,2,3,4 – mapowanie kolejnych stacji dysków
– CONTROL + L – długie nazwy plików
Na szybko – trzymamy OPTION i włączamy Atari, gdy zacznie ładować się sdrive.atr (co widać na ekranie LCD – miga zielona dioda przy D0:) możemy puścić OPTION. Po załadowaniu ekran wygląda jak poniżej. Wchodzimy w folder na którym nam zależy, wybieramy grę/demo, dwa razy RETURN aby zamapować wybrany plik do stacji dysków, później znowu trzymamy OPTION (wiele gier na Atari wymaga wyłączenia BASIC w momencie ładowania) i RESET. Zaczyna ładować się gra.
I możemy zagrać w NINJA!
Urządzenie ładuje zarówno obrazy dysków w ATR, jak i format pliowy XEX. Autorzy sugerują zasilanie zewnętrzne, ale u mnie wszystko działa zasilane z portu Atari. Oczywiście Arduino działa wtedy tylko gdy Atari jest włączone 😀
Poniżej krótkie wideo, niestety gdy je zobaczyłem doszedłem do wniosku, że nie jestem mistrzem kręcenia filmów… Postaram się nagrać coś lepszego. Jak widać skorzystałem z możliwości wydruku 3D i wydrukowałem gustowną obudowę. Na stronie projektu jest kilka dodatkowych modeli obudowy, które są po prostu piękne.
Z ciekawostek, które wyszły w praniu.
Format FAT32 nie sortuje automatycznie po nazwie. Z tego to powodu pliki wyświetlają się pod SDrive tak jak zostały wgrane, czyli w sumie losowo. Niezbyt fajnie się wtedy wybiera z folderów, gdzie są dziesiątki tytułów. Ale jest sposób! Ja skorzystałem z DriveSort, kilkadziesiąt kliknięć i miałem całą kartę SD przygotowaną tak jak sobie wymarzyłem.
Reasumując: było warto! Świetny, prosty projekt, który ożywił moje Atari. Dzieciaczki zagrały i w Montezuma’s revenge jak i International Karate (czy też World Karate Championship).
Oprócz rodziny, biegania, sprzętów retro, gier – od 30 lat jestem maniakiem muzyki metalowej. Mocno metalowej, aż po ekstremalny black i death z delikatnym odchyłem w stronę EBM i rocka gotyckiego.
Niedziela 29.09.2019 była okazją do ponownego odświeżenia sobie wrażeń z występów prawdziwych Legend Metalu – jak nazywała się wspólna trasa Quo Vadis, Vader, Kat i Acid Drinkers. Niektórych z nich widuję cyklicznie (rok bez koncertu Kat rokiem straconym), ale Acid Drinkers widziałem chyba ostatni raz jakieś 25 lat temu na Metalmanii.
Dobrze więc było zobaczyć ich wszystkich w jednym miejscu, w Krakowie.
Na pierwszy ogień poszedł szczeciński Quo Vadis. Skaya i jego grupa stanął na wysokości zadania, ludzie również żywiołowo na nich reagowali. Dobór utworów na koncert zadowolił i mnie – NKWD, Trzy szósteczki, Ból istnienia. Ja osobiście przestałem słuchać ich płyt gdzie po Test Draizea, ale to co zagrali skupiało się z tego co mi w głowie utkwiło na pierwszych płytach.
Vader. Tego zespołu nie trzeba przedstawiać żadnej osobie, która miała do czynienia z muzyką metalową. Peter to faktycznie żywa legenda, Vader prezentuje przeważnie na koncertach ścianę dźwięku, która powala nawet najtwardszych. Tak było i tym razem, ale dobór kawałków na koncert był w mojej grupie znajomych dyskusyjny. Brakowało best of the best – Dark Age, Sothis, Silent Empire, ale każdy zapewne sądzi co innego 🙂
Kat & Roman Kostrzewski – życie Romana nie oszczędzało, co wyraża w swojej twórczości. Ze starego składu Kat został wyłącznie sam Roman, teraz już nawet Irek Loth nie bębeni. Wyrocznia, Diabelski Dom, Łza dla cieniów minionych – dla tych utworów, które poznałem szczylem będąc, jeżdżę na ich koncerty corocznie. Cała płyta Oddech wymarłych światów jest dla mnie czymś niesamowitym, magicznym. Czymś, czego słuchałem w domu po kryjomu na słuchawkach, albo gdy rodziców nie było w domu. To pozostało – ich koncert to zawsze jest moja godzina, podczas której mogę spokojnie (lub mniej, jeżeli porwie mnie młyn pod sceną…) oddać się mistycznej sztuce Romana. I tak mam nadzieję pozostanie przez wiele kolejnych lat. Nowe płyty mnie nie kręcą, ale dla starych – zawsze warto.
Acid Drinkers – Acidophilia, Pizza Driver, Drug dealer – poznańscy rock’and’rollowcy wiedzą jak doprowadzić publiczność do czerwoności. Mimo (moim, ale nie tylko) zdaniem Titus nie był w najlepszej formie, jednak udało się stworzyć fajny klimat.
Ten cały przestrzał muzyczny – death’trash, death, trash, rock’n’roll był wybuchową mieszanką i widziałem, że większość ludzi wychodziła z koncertu bardzo zadowolona.
Do zobaczenia na koncercie Mortiis, to już za miesiąc.